Pages - Menu

niedziela, 29 września 2013

Delia - tatuaż do ciała

Witajcie :)
Dawno temu pokazywałam Wam mój tatuaż do ciała, jaki zakupiłam w Rossmannie, wstawiłam nawet zdjęcie tatuażu (a raczej napisu). Zawsze byłam fanką tego typu rzeczy i jak byłam młodsza, marzyłam o czymś takim! Nie mogłam się powstrzymać, by tego nie kupić. Zapłaciłam za produkt ok. 15 złotych.

Delia, Body Tattoo, Tatuaż do ciała:








Jestem zadowolona z zakupu, chociaż przyczepię się pędzelka. Jest niezbyt precyzyjny, musiałam go trochę podciąć (ale nie z długości, z gęstości), ale i tak kiepsko mi się maluje. Nie jestem zbyt dobra w rysunkach, ale jest też problem ze zrobieniem napisu (najgorzej chyba zaokrąglać literki). Najlepiej, gdyby to była końcówka od pisaka maczana w produkcie (coś podobnego jak eyeliner Eveline 2000 procent).
Popatrzmy teraz, jak to działa na skórze.

Mój napis po trzech dniach (zostawmy estetykę, chodzi o pokazanie):


Napis odświeżony:


Kolor jest czarny, bardzo dobrze go widać. I niestety, jeśli coś pójdzie nie po naszej myśli, ciężko go zmyć, nawet po 3 dniach wciąż tkwi na skórze. Jak się przesadzi z nałożeniem, to wokół malunku widać takie delikatne 'pajączki' (wiecie, jakby za dużo atramentu).
W skrócie: jeśli lubicie takie zabawy w tatuaże zmywalne, to polecam! :)

niedziela, 22 września 2013

Odrobina luksusu w mojej lodówce - krem fridge by yDe

Witajcie :)
W końcu zebrałam się z recenzją mojego kremu, który stoi u mnie w lodówce. Jest to mój najdroższy kosmetyk w moim krótkim życiu (tym, w którym odkryłam kosmetyki) - kosztuje 210 złotych. Ja go dostałam, bo jak już Wam mówiłam, ja do zamożnych nie należę i aktualnie na taki krem nie mogę sobie pozwolić. Ale skoro go dostałam...
Paczuszka od fridge by yDe od razu mnie zachwyciła. Krem oraz próbka balsamu były zapakowane w uroczą bąbelkową torebkę z kwiatem. Nigdy jakoś nie rozwodzę się nad opakowaniami, ale słoiczek zachwycił mnie swoją prostotą i kryształkiem Svarowskiego. To mi się podoba! :)

Regenerujący różany krem do twarzy fridge by yDe:

Krem ma krótką ważność - jedynie 2,5 miesiąca od daty produkcji i należy go trzymać w lodówce. Trochę się obawiałam, jak przewieźć go przez pół Polski w sierpniowe upały, ale na szczęście nic się nie stało i mogłam go testować.
Smaruję się nim zawsze na noc, rano moja skóra jest wypoczęta i miła w dotyku. Nie mam żadnych niespodzianek, nowe zmarszczki się nie pojawiły (ale to chyba nie ten wiek... :P). Ja czuję się po kremie zregenerowana, ale jedyne co mi w nim przeszkadza to ten różany zapach. Nie cierpię zapachu róż w kosmetykach! Wolałabym szczerze, gdyby nie miał zapachu. No, ale różany to różany.
Podsumowując: fajnie byłoby poużywać tego kremu za kilka lat, kiedy naprawdę będę potrzebować regeneracji i czegoś, co opóźni starzenie mojej skóry. Jak będę bogata, to go sobie kupię, a co! :)

Jakich kremów do twarzy używacie? :)